niedziela, 5 lutego 2017

Zdobyć to, co tak ulotne, Beatrice Colin


Niestety, urocza okładka i zachęcający opis fabuły to w zasadzie wszystko, co dobrego można powiedzieć o tej książce. Nie było w niej ani jednego momentu, ani jednego wątku, który by mnie przykuł do czytania. Miałam za to wrażenie, że autorka najpierw wymyśliła konkretne sceny, które obowiązkowo musiały znaleźć się w opowieści o Paryżu końca XIX wieku, a potem próbowała wpisać je w fabułę. Z różnym skutkiem. Nawet nie, nie z różnym - zawsze marnym. Nic tu się nie łączy w sensowną i przekonującą całość, bohaterowie są tak bezpłciowi, a ich przemiany i wybory tak bardzo nieuzasadnione, że trudno się do nich odnieść. Książki nie ratuje też kompletnie pozbawiony chemii romans między bohaterami. W tym świecie rzeczy po prostu się dzieją i wyraźnie czuć tutaj braki w warsztacie autorki, która bardzo topornie kreuje rzeczywistość tak, by pasowała do jej założeń. 

Może więc chociaż obraz miasta z tak ciekawego dla niego okresu porywa wyobraźnię? Nic z tych rzeczy - prostytutki z suchotami, impresjoniści, narkotyki, bulwary i kabarety same z siebie nie zrobią klimatu. Podobnie z "miejscem kobiety w świecie" - powtarzający się motyw sznurowania gorsetu jako symbolu spętania i obsesyjne przypominanie przez bohaterów, że kobieta winna desperacko szukać męża, to trochę za mało, by poważnie mówić o tym problemie. 


Kolejny wykorzystujący popularne motywy twór marketingowy nastawiony wyłącznie na sprzedaż.